sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział I




Kolejna butelka Jacka Danielsa wylądowała w śmietniku. Nieprzytomnym spojrzeniem omiotłem pokój mając nadzieję na znalezienie jeszcze jednej. Niestety. Wypiłem już wszystko. Ciężkie westchnienie wydobyło się z czyichś ust. Obróciłem się powoli wiedząc kogo zastanę w drzwiach. Minho stał zrezygnowany na środku ciemnego pokoju wpatrując się w porozrzucane resztki jedzenia i zabrudzone szmaty ciśnięte w kąt. To nie był najlepszy moment na odwiedziny. W ogóle nie było takich momentów, więc mógłby odpuści. Dać mi żyć, jeśli można nazwać to życiem. Brunet podszedł do okna i z impetem odsłonił zasłony. Światło porannego słońca nieprzyjemnie raziło mnie w oczy.
-Ale tu chlew.- odstawił pakunek z zakupami na, zastawiony pustymi butelkami po alkoholu, stoli i zaczął zbierać z ziemi brudne ubrania i resztki jedzenia.
-Jeśli Ci się nie podoba to nie przychodź.- wstałem z kanapy i doczłapałem się do kuchni. Woda, którą wlałem sobie do gardła nie zaspokoiła pragnienia. Tylko jedna rzecz mogła je zaspokoić. Wsłuchiwałem się w krzątaninę mego przyjaciela. Był jedyną osobą, która jeszcze mnie odwiedzała. Inni dali sobie już spokój.
-Jadłeś coś?!- przewróciłem oczami. Jest gorszy niż moja matka. Chwyciłem butelkę wody i podszedłem do niego od tyłu.
-A jak myślisz?- podskoczył zlękniony i obrócił się błyskawicznie.- Dlaczego zawsze jak podchodzę do Ciebie tak blisko to sztywniejesz i nie wiesz co miałeś zrobić?- Zmrużyłem oczy zastanawiając się nad tym intensywnie. Ale bez porannej dawki wzmacniacz mój umysł był nieprzytomny.
-Może dlatego że śmierdzisz?- Chłopak szybko obszedł mnie i ruszył w stronę łazienki. Zastanowiłem się chwilę nad jego odpowiedzą. Tak, to może być to. W końcu już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz się kąpałem. Choć było to chyba przedwczoraj, albo jeszcze wcześniej…- Dzwonił do mnie twój agent. Pyta się kiedy prześlesz mu jakieś próbki nowej powieści.
-Powiedz mu…- Minho popatrzył na mnie ciekawy odpowiedzi.-… żeby się jebał. Nie mam zamiaru znów pisać żadnych chłamów.- Usiadłem ciężko na kanapie popijając wodę. Mój przyjaciel znów niknął w łazience, pewnie starał się doprać moje ubrania.- W ogóle nie wiem czemu się mną jeszcze interesuje?! Przecież już od dwóch miesięcy nie dostał wypłaty!
-Niektórzy ludzie wciąż w Ciebie wierzą.
-W takim razie są kretynami! Nawet moja rodzina przestała się mną interesować.- Z kuchni dobiegł mnie dźwięk mycia naczyń. Dotarł już tak daleko? Popatrzyłem na puste butelki na stoliku i zadrapało mnie w gardle. Jeśli się nie napiję oszaleję.- Przyszło coś do mnie?
-Sprawdź. Mieszkasz na parterze więc możesz ruszyć cztery litery i iść sprawdzić.
-Łatwiej było mi powiedzieć, że nie.- Pokiwałem głową z poirytowania. Czemu on tak wszystko komplikuje? Po raz drugi tego dnia omiotłem spojrzeniem pokój. Teraz wyglądał znacznie lepiej. Choć wciąż pozostawiał sobie dużo do życzenia. Koło mnie leżały w miarę czyste ubrania. Co mi szkodzi? Ściągnąłem z siebie koszulę i spodnie piżamy. Siedziałem teraz całkiem nago. Chwyciłem krótkie spodenki i powoli zacząłem je zakładać. I wtedy on wszedł do pokoju. Patrzył na mnie z rozdziawioną gębą.
-No co? Nie widziałem nigdzie gaci więc zaczynam od spodni.- Wzruszyłem ramionami. Minho wybiegł z pokoju. Co się z nim dzieje?! Ostatnio robi się coraz dziwniejszy. Włożyłem spodnie na dupę, potem koszulkę. Zerknąłem w rozbite lustro, którego resztki wisiały wciąż na ścianie. Włosy zdążyły mi już urosnąć prawie do łokci. Miałem podkrążone oczy i popękane usta. Dmuchnąłem w górę by pozbyć się grzywki zasłaniającą oko.- Minho?!
-Tak?- odpowiedział dopiero po chwili.
-Wiesz gdzie są moje pieniądze?!
-Nie Taeminie.
-To co ty tu w ogóle robisz? Nie ma z ciebie pożytku dzisiaj…- Wyszedł z kuchni i podał mi miskę z płatkami śniadaniowymi.- A to co? Pora karmienia przedszkolaka? Wyrosłem już z Ciennie Minnies mamo. Wolę coś mocniejszego.-Wstałem z prowizorycznego łóżka i zacząłem przeszukiwać dżinsową kurtkę. Wygrzebałem z niej wystarczający pieniędzy by kupić małą flaszkę. Cóż, musi mi starczyć. Chwyciłem kluczyki z haczyka i krzyknąłem na całe mieszkanie.- Wychodzę kupić sobie prawdziwe śniadanie! Jak będziesz wychodził to zamknij drzwi!
Poranek był słoneczny co wprawiło mnie w dołek. Bardziej wolałem deszcz. Odzwierciedlał mój stan ducha. Do sklepu miałem blisko, ale specjalnie wybrałem okrężną drogę, by powrót do domu zajął mi więcej czasu. Nie chciałem go już dzisiaj widzieć. Gula w moim gardle rosła coraz bardziej. Muszę się czegoś napić! Przyśpieszyłem kroku. Widok sklepu był zbawienny. Wkroczyłem do niego nie zamykając za sobą drzwi. Starsza kobieta, która prowadziła ten przybytek, jak zawsze popatrzyła na mnie z żalem. O tej o co znów chodzi?! Głupia, stara prukwa! Wyłożyłem na ladę pieniądz i wskazałem palcem małą butelkę czystej wódki. Podała mi ją z niechęcią. Nie czekając na paragon wyszedłem z sklepu. Na zewnątrz wpadłem na jakiegoś żula.
-Uważaj co robisz smarkaczu!- wybrał sobie kiepski moment na kłótnie.
-Zamknij ryja!- Pchnąłem go lekko i ominąłem. Złapał mnie za koszulę i obrócił. Trzask! Poczułem jak po twarzy spływa mi ciepła kropla krwi. Nos bolał mnie niemiłosiernie. Babka ze sklepu pisnęła i usłyszałem jak dzwoni na policję. Nie ma co czekać na gliny, zmywam się. Pobiegłem w stronę domu.

Otworzyłem drzwi z impetem. Wbiegłem do kuchni. W mieszkaniu nikogo już nie było, ale mało mnie to już obchodziło. Chwyciłem pierwszą lepszą szklankę z półki i nalałem do niej pół zawartości flaszki. Piłem łapczywie. Nie czułem już żadnego smaku, po prostu potrzebowałem procentów w organizmie. Chwyciłem flaszkę i wmaszerowałem do salonu. Znów uzupełniłem szkło. Tym razem nalałem mniej. Przecież musi mi to starczyć do jutra. Znów wypiłem całość nie zdając sobie sprawy, że to już koniec. Wzdychnąłem. Tego było mi trzeba. Podniosłem głowę i natrafiłem na swoje marne odbicie lustrzane. Twarz miałem ubrudzoną brudną krwią. Kropla wódki spływała mi z kącika ust. Zebrałem ją językiem i poczułem smak krwi, zmieszanej z ziemią. Ale skąd ta ziemia? Nie mogłem sobie nic przypomnieć. Ostatnią rzeczą jaką pamiętałem był ból nosa. Potem już za bardzo skupiłem się na pragnieniu. Zsunąłem się z kanapy. Poczułem jak oczy robią mi się wilgotne. Wybuchłem płaczem.
-CO SIĘ Z TOBĄ STAŁO LEE TAEMINIE?!- otarłem łzy, ale one wciąż przybywały. Dopiero teraz dostrzegłem ogrom sytuacji. Dlaczego to się tak skończyło?! Na Stoliku leżała kartka od Minho. Wziąłem ją delikatnie w ręce, jakby była czymś najkruchszym na świecie. „Taeminie w lodówce masz kanapki. Przyjdę jutro z wypranymi ubraniami. P.S. Umyj się ;).”. Coraz więcej łez spływało po mych Polikach spłukując krew.
-Minho!- Tyle dla mnie robi, a ja jak mu się odwdzięczam?! Zerwałem się miejsca i zacząłem przeszukiwać cały dom w poszukiwaniu telefony. Kiedy w końcu go znalazłem wybrałem numer mego przyjaciela. Odebrał po pierwszym sygnale.
-Tak Tae?- był szczęśliwy, że zadzwoniłem. Po tym co mu powiedziałem!!! On wciąż cieszył się kiedy do niego dzwoniłem!!! Wybuchnąłem szlochem. Usłyszałem pisk opon w telefonie.-TAEMIN?! CO SIĘ DZIEJE?! WSZYSTKO DOBRZE?!
-MINHO JA NIE CHCĘ TAKI BYĆ!!!- Upadłem na kolana wciąż płacząc. On też zaczął płakać. Czułem to, kiedy mówił głos mu się łamał.
-Nie martw się, zaopiekuję się Tobą i nigdy więcej nie będziesz musiał taki być.
Zjawił się piętnaście minut po moim telefonie. Leżałem w pozycji embrionalnej lekko się kołysząc. Wpadł do mieszkania i od razy mnie podniósł. Wtuliłem się w niego i zamknąłem oczy. Tylko on był w stanie mnie ocalić. Zaczął głaskać mnie po głowie coraz mocniej przytulając do siebie. Dopiero po około pięciu minutach lekko mnie odczepił od swego torsu. Kiedy zobaczył moją twarz zamarł z przerażenia.
-Taemin, czy to jest krew?- pokiwałem głową jak mały chłopczyk.- Twoja?- znów potwierdzające kiwnięcie.- Biłeś się?
-To pojęcie względne…- Popatrzył na mnie nie wiedząc co powiedzieć. W końcu jakby po długiej walce wewnątrz odważył się spytać.
-Tae, zamieszkasz ze mną?- oniemiałem. Ten pomysł nie był jednak taki głupi. Nie chciałem już być pijakiem, a mieszkając samemu, mogłem do picia wrócić.
-Tak, jeśli chcesz.- Uśmiechnął się i znów mnie do siebie przygarnął. Czułem się dziwnie… ale było mi przyjemnie.
Otworzył mi drzwi i poprowadził kamienną ścieżką do drzwi małego domku. Nie pamiętałem tego miejsca. W ostatnim czasie jednak rzadko coś pamiętałem.
-Kiedy się tu wprowadziłeś?- zamyślił się otwierając mi drzwi
-W sierpniu będzie rok.- Pokiwałem głową. W takim razie nie jest ze mną tak źle, ostatni raz odwiedzałem go półtora roku temu, kiedy przeczytałem pierwszą złą recenzję mojej nieszczęsnej książki. Złą, to mało powiedziane. Miałem już wejść do środka kiedy zagrodził mi wejść ręką.
-Już zmieniłeś zdanie?- posłałem mu wymuszony uśmieszek. Tak naprawdę lekko się przestraszyłem, że jednak mógł to zrobić.
-Nie. Tylko… nie mieszkam sam.- Skrzywiłem lekko brwi.
-Nie mówiłeś że masz psa.- Ktoś zaśmiał się wewnątrz domu. Stanął naprzeciw mnie wysoki, przystojny blondyn.
-Nie jestem psem, ale jeśli sobie tego zażyczy…- Obcy mężczyzna objął Minho w tali. Ten wyglądał jak dojrzały pomidor, cały czerwony z zawstydzenia. Zacisnąłem pięści.
-Pomożesz Taeminowi?- Minho popatrzył znacząco na moją walizkę.
-Dla Ciebie wszystko.-Pocałował go! Myślałem że para uszami mi wylatuje. Mój przyjaciel lekko odepchnął swego… chłopaka. Ten puścił do niego oczko, jakby bezgłośnie mówiąc iż dokończą w nocy. Zbierało mi się na wymioty. Nieznajomy odebrał moją walizkę. Minho nie wiedząc co ma mi powiedzieć po prostu ruszył za swym partnerem. Stałem chwilę drzwiach chcąc przyswoić do końca wszystkie informacje.
-Chyba wolałbym jednak psa.